Płyta pełna przedziwnych, groteskowych,
schizofrenicznych treści, wstrząsających słuchaczem od wyznania miłości - "I
wich I could eat you cancer when you turn black" ("Chciałbym móc pożreć
toczącego Cię raka, gdy już zsiniejesz") - po bunt przeciwko życiu - "throw
down your umbilical noose so I can climb right back" ("rzuć mi stryczek ze
swojej pępowiny, żebym mógł wdrapać się na powrót"). Płyta ta doprawdy
przeraża i dołuje. Teksty to poezja najwyższych lotów, których geniusz
potęguje wspaniały dobór fonicznych środków ekspresji.
Niewątpliwie największą karierę z tej płyty zrobiła
"Heart - Shaped Box" i to nie bez powodu. Za sprawą teledysku Nirvanie udało
się przekazać jeszcze więcej, niż mogliby jedynie przy pomocy muzyki.
Wideoklip ten jest arcydziełem i jakby zwieńczeniem całego życia i pracy
Kurta. Z typową dla większości kompozycji na tym krążku naturalistycznie
chorobliwą metaforyką Kurt potrząsa słuchaczem, wywołując w nim wrażenia nie
do opisania. Samej muzyce nadano nietypową stylistykę. Zapadająca w pamięć
melodyka, przedwcześnie urywane frazy w śpiewie Kurta i ten pełen dramatyzmu
refren. Kompozycja brzmi wyjątkowo surowo, co zresztą jest kwestią typową
dla płyt, których producentem jest Steve Albini. Później na koncertach
wypadała przyjemniej dla ucha, pełniej, aczkolwiek nie to było zamierzeniem
w wypadku wersji albumowej.
Żaden słuchacz z pewnością nie mógłby również
przejść obojętnie wobec punkowo-garażowego "Pennyroyal Tea". Piosenka bardzo
szybko przechodzi z jednej skrajności w drugą, od leniwego akustycznego
mruczenia, po wykrzyczany refren z pełnym szaleństwem sekcji rytmicznej i
rozpaleniem gitarowych pieców aż do czerwoności. Najbardziej przebojowo
wypada rzecz jasna "Rape Me", ze względu na tytuł wzbudzająca liczne
kontrowersje i ogólne oburzenie w świecie mediów. To w dość luźny sposób
zagrany kawałek z połączenia "Polly" i "Smells Like Teen Spirit". Bardzo
duże emocje wywołuje też garażowo - noise’owe "Radio Friendly Unit Shifter"
i schizofreniczne "tourette’s". W utworze Kurt wciela się w człowieka
chorego na przypadłość syndromu tourette’a, którego efektem są nieoczekiwane
napady gniewu w trakcie których najczęściej pacjent wykrzykuje różne
wulgaryzmy, bądź powtarza w kółko jedno słowo. W tej koszmarnej
interpretacji pośród chaosu gitar gdzieś wyłania się seria niezrozumiałych
wrzasków, pisków, jęków wydobywających się z gardła Cobaina. Dopiero kiedy
za setnym przesłuchaniem z uwagą będziemy śledzili frazę po frazie,
rozpoznamy, że ten krzyk to nie bezsensowne wydzieranie się, a bezradne
wołanie o pomoc. Po tym wstrząsie następuje utwór kwitujący tą płytę w
sposób zupełnie niespodziewany. "All Apologies" brzmi wręcz jak list
pożegnalny. Utwór wyjątkowo pogodny, z pięknymi partiami wiolonczeli w tle.
Podczas kiedy cała płyta brzmiała jak jedno głośne wołanie o ratunek, ta
piosenka to najprawdopodobniej ironiczne przeprosiny za wszystko, co robił,
oświadczenie, że czuje się wypalony i pozorne pogodzenie ze stanem
rzeczywistym.
|